
Pewnie nie jesteś tego świadom drogi czytelniku (czytelniczko ?), ale na naszym rodzimym, skromnym rynku enologiczno-medialno-virtualnym, od czasu do czasu można przez zupełny zbieg okoliczności napotkać blogo-forumo-niewiadomoco o szumnej nazwie VINICULTURE. To od "kultura" po naszemu. Ambitnie, i to bardzo ambitnie.
Otóż ostatnio, Redaktor Naczelny, założyciel, właściciel itp. VINICULTURE, a jednocześnie jej jedyny recenzent, miał prawdziwego pecha, bowiem poruszył temat zakończenia, z początkiem tego roku, współpracy ostatniego Zastępcy Redaktora Naczelnego z pewnym ogólnopolskim żurnalem kolorowym.
Z dbałości o prawdomówność i niezaciemnianie spraw, Redaktor Naczelny POD LATARNIĄ, z kolei, z wrodzoną sobie swadą, wyjaśnił, iż nie chodziło tutaj wcale o enigmatyczne "zakończenie współpracy", tylko wywalenie dotychczasowego Zastępcy Redaktora Naczelnego na zbity pysk.
Za co ?
Lepiej spuśćmy w tym miejscu zasłonę milczenia.
Wyczerpującą odpowiedź na rzeczony komentarz POD LATARNIĄ, uzyskali wierni czytelnicy VINICULTURE od następcy naszego pupilka na jakże zaszczytnym stanowisku Zastępcy Redaktora Naczelnego w/w gazety. Aby być jednak do końca precyzyjnym, należałoby powiedzieć "następczynią", a nie "następcą".
Otóż następczyni owa (cherchez la femme), szlachetnym zwyczajem wprowadzonym jeszcze przez swojego poprzednika rzuciła w czaso-przestrzeń internetową kilka obraźliwych zarzutów w stosunku do swojego interlokutora. Aby wymienić pierwsze z brzegu to: "brak Panu wyobraźni, aby prawidłowo ocenić przymioty intelektualne WB", ale również jakże urocze i jakże na czasie "zachowaj kulturę, nie spamuj".
Będąc modelowym zaiste następcą swojego poprzednika (a właściwie to następczynią, żeby być do końca precyzyjnym), zaraz po takim ataku i obrażeniu kogoś, schowała głowę w piasek i już nie raczyła skomentować ŻADNYCH zadanych jej pytań w tej wspólnie (?) omawianej kwestii.
Najpewniej brak czasu nie pozwolił jej na skreślenie tych oczekiwanych kilku słów odpowiedzi. Podejrzewamy, a nasze podejrzenia bardzo bliskie są pewności, iż rzeczony brak czasu związany jest nierozerwalnie z "zagospodarowaniem" zaprenumerowanych, ale wcale nie dostarczonych, ubiegłorocznych egzemplarzy żurnala oszukanym frajerom. Ooooop, przepraszam: prenumeratorom.
Finał tej zaiste pouczającej historyjki, jest taki jak można było się spodziewać:
WCZORAJ CAŁY WĄTEK O SZUMNEJ NAZWIE " A TO CI NOWOROCZNA NIESPODZIANKA" ZOSTAŁ ZBANOWANY. KONIEC. KROPKA.
Wyrażając autentyczny podziw i prawdziwe uznanie dla Redaktora Naczelnego VINICULTURE, tak za jego odwagę cywilną, jak i bezkompromisowość, proponujemy lekką modyfikacją nazwy rzeczonego blogo-forumo-niewiadomoco, na:
VINICENSURE
Z winiarskimi pozdrowieniami
Redaktor Naczelny POD LATARNIĄ